We're still alive, remember?

Hm. Again some angelic stuff. This time - Lauviah isn't pretty anymore. He and Berith are badly wounded. Their wings are torn, covered with blood. Bandages are too weak to stop the bleeding.
But they're still happy - they both survived Big Rebellion in heaven. And they have each other <3
Berith scars disappeared within the years, but Lauviah's not...

*
Pierdzielę, nie chce mi się po angielsku.
To tak, rysunek jest miejscami skopany, ale podoba mi się mimika moich maluchów. Berith i Lauviah przetrwali ten cholerny Wielki Bunt. Prawda jest taka, że gdyby nie Rafael, ich przyjaciel i sprzymierzeniec (paradoksalnie, Raf działał i na korzyść Nieba, i na korzyść buntowników), Lauviah by zginął w męczarniach od nadmiaru zadanych ran. Najpoważniejszy cios otrzymał od Gabriela, który zamachnął się na skrzydło Beritha - jakby je odrąbał, Berith nie tylko byłby kaleką z trzema skrzydłami (cherubin, ma więc cztery XD), ale i nie miałby władzy w prawej ręce. A jak już wspomniałam, miecz anioła śmierci kosi .__. Siła Boga i tak dalej. Cud, że Lau się po tym pozbierał ;__;
Rafi to mistrz, po prostu xD Ale blizn nie wyleczył, a same nie znikły. Swoją drogą, Lauviah nigdy nie chciał się ich pozbyć. A czemu, to już inny wątek historii ^^
Rozbudowany bardziej 8D

Mają tutaj poszarpane, zakrwawione skrzydła. Cóż, oryginał wygląda lepiej, ale powoli dogaduję się ze skanerem, więc jest nadzieja. Rysunek miał wyglądać inaczej, Lau miał siedzieć, a Berith nad nim pochylać, ale mi się zmieniło. Może taki narysuje, bo pomysł fajny, z wykonaniem gorzej.
Co jeszcze... Aaa... toto czerwone na włosach Beritha (ta, kiedyś miał dłuuuuugie kudły, jeszcze dłuższe niż tutaj XD) to krew miała być. Ale na skanie coś nie do końca wygląda. Hm. Życie.

ups, długa nota wyszła ^^"

Lauviah, Berith © Me